rowerem przez Lipsk

Niedawno dobry znajomy określił rower, który kupiliśmy Kubie, mianem "hipermarkeciaka z aluminium z kapsli od butelek". Miał rację. ;) 
Nie mniej, w Lipsku jeździ się na wszystkim, co daje radę się poruszyć napędzane siłą mięśni.  
To znaczy, że dopiero taki rower odchodzi na zasłużony odpoczynek: 






Lipszczanie jeżdżą na wszystkich rowerach i rowero-podobnych, jakie tylko sobie można wymarzyć: wypasionym firmowcach, zwykłych bezprzerzutkowcach, stareńkich antykach, pordzewiałych do cna, z siodełkami przetartymi do sprężyn; i nawet na takich, zrobionych z aluminium kapslowego, jak TaTolek. Ważne, żeby JECHAĆ. A czasem - żeby właśnie nie jechać, tylko porzucić rower gdziekolwiek bądź i posiedzieć z przyjaciółmi (tych akurat nam na razie brakuje). 


 
Tolek przechodzi przyspieszony kurs zasad ruchu drogowego i do tej pory tylko/aż jeden raz było groźnie, bo nie wiedział, że jest na ścieżce podporządkowanej. Teraz pilnujemy Go jeszcze bardziej i jesteśmy cały czas obok, żeby w razie czego na skrzyżowaniu (podkreślam, że cały czas piszę o skrzyżowaniu ŚCIEŻEK ROWEROWYCH, a nie ulic, po których poruszają się auta) móc Go dosłownie przepchnąć.

Rowerów jest tyle, że nie bardzo mam jak zrobić im zdjęcie w ruchu, bo od razu powstają zatory na ścieżkach. Pozostaje mi więc fotografowanie postojów rowerowych, które są wszędzie: 







Cóż nam pozostaje? Dopasować się! Robimy to ze sporą przyjemnością tym bardziej, że Olcia okazała się być fanką przejażdżek (a wózek przyjmuje dzikim wrzaskiem sprzeciwu). Zdaje się, że postanowiła przestudiować też budowę rowerów. 


A! W Lipsku nie ma wymówki, pt. " sama z dzieckiem się boję". Dziecko na rowerze nie jest przeszkodą... dwoje dzieci... ani troje... ani nawet czworo...  
Zagadka: ile dzieci wiezie ta pani? 




W ogóle rodzice lipscy na rowerach zasługują na osobny wpis, ale to dopiero, jak nazbieram odpowiednią liczbę zdjęć z niewidocznymi twarzami bohaterów zdjęć.



 

Komentarze