tytuło- i stanowiskomania

Dawno, dawno temu, jak ledwo wystawałam brodą nad stół, do Dziadka zjeżdżali różni ważni profesorowie ze Świata. Wtedy było ważne komu najpierw podać kawę, kto koło kogo siedzi, kto pierwszy zabiera głos. Obserwowałam to z zapartych tchem z pozycji niewidzialnego malucha.

Tu momentami czuję się tak samo. ;) W Lipsku (Niemczech?) panuje powszechna tytułomania. Nawet przy dzwonkach na furtkach wypisane są magiczne literki: dr, prof., każdy "daje ile może".



Posiadane stanowisko określa dodatkowo miejsce na parkingu pracowym, ustawienie biurka, czy nawet zakres dostępu do internetu! To kompletne przeciwieństwo Finlandii, gdzie panuje pełne równouprawnienie płci, wieku czy stanowisk właśnie. Sprzataczka, kierowca autobusu czy manager są tak samo doceniani, stoją w tych samych kolejkach i parkują na tych samych parkingach.

Wczoraj pediatra, do której trafiłam z Tolkiem, wypytała mnie o pochodzenie, wykształcenie, po czym pełnym politowania głosem podsumowała "to nigdy nie będziesz tu szukać pracy, tak?" i przeszła z powrotem na niemiecki, choć chwilę wcześniej powiedziałam, że jeszcze nie znam tego języka. Zabolało, nie powiem. Nastepnym razem przed wizytą u pediatry dopiszę sobie mgr. przed nazwiskiem i podam stanowisko, jakie pani w banku wpisała mi w dokumenty: household manager.
Może wtedy będę ważniejszym matko-pacjentem.

Komentarze