niemiecka oszczędność

Chwilę przed wyjazdem z Polski czytałam felieton Agaty Passent o Berlinie - że tam dopiero można się nauczyć co to jest recycling. Po kilku miesiącach w Lipsku pozostaje mi jedynie przyznać Jej rację. 
WSZYSTKO może się jeszcze przydać. Na porządku dziennym są powystawiane pudła z napisem "DO WZIĘCIA" - to rzeczy niepotrzebne właścicielowi, które szukają nowych domów. I znajdują ich! Stare skarpetki, ukruszone kubki, mocno przechodzone buty, wielokrotnie (wieloletnio) używane zabawki, itd., itp. Wszystko znajduje nowego właściciela, a często - także nowe zastosowanie.
Może to dlatego, że tyle zachodu potrzebne jest do wybrania odpowiedniego śmietnika do wywalenia staroci, może to oszczędność, może niemieckie charaktery, a może sto innych powodów.



To skłoniło mnie do rozmyślań nad pogonią "w celu posiadania". Co chwila coś kupujemy, potrzebujemy,  czegoś szukamy, coś wymieniamy na nowsze/lepsze/"modniejsze". Ta tandencja nasila się zwłaszcza teraz, w okresie przedświątecznym. Powstają listy prezentów wymarzonych, oczekiwanych, potrzebnych. Wchodzę do pokoju Olki i za głowę się łapię ile tam plastikowego barachła, we wszystkich kolorach tęczy, z mocną przewagą koszmarnego różu, ile ciuszków z metkami, które kupiłam w pierwszym amoku po narodzinach, a których nawet założyć Oli nie zdążyłam, bo wyrosła. Tolek ma problemy z przebrnięciem od drzwi do okna w swoim pokoju, bo zawalony jest różnymi pierdółkami, które kolekcjonował przez ostatnie lata, a teraz zupełnie stracił zainteresownaie; ma też silna awersję do sprzątania. W MaTolkowej szafie starannie ułożone leżą ciuchy sprzed 15 lat (bo może będą modne), sprzed 10 lat (bo pewnie schudnę), sprzed 5 (bo szkoda wyrzucić), sprzed roku (bo może się jeszcze przydadzą). W TaTolkowej szafce przewalają się zegarki, stare telefony, zużyte komputery i tysiąc kabelków, po dwadzieścia na każde stare urządzenie, które już nigdy nie zostanie uruchomione.

Za moment czeka nas kolejna przeprowadzka, po raz kolejny cały dobytek będziemy pakować w kartonowe pudła i przenosić do nowego lokum. Tym razem - będzie to czwarte piętro bez windy.
Mam ogromną ochotę wziąć ogromne pudła i wystawić za drzwi te wszystkie przydasie. Niech ktoś zrobi z nich użytek, niech się ucieszy.
I sekundę później, za każdym razem, nachodzi myśl: a może się jeszcze przyda? a może sprzedam? a może.....
Niemką nie jestem i nigdy nie będę. Ale bardzo chciałabym się nauczyć niemieckiej oszczędności i rozwagi. Kupować to, co rzeczywiście jest mi potrzebne i rozdawać to, co komuś się przyda, a u mnie jest tylko "przydasiem".

Komentarze