o szkole Tolka, cz. 2.


Kiedyś już napisałam o szkole Tolka
Ponieważ skończył się pierwszy semestr i jesteśmy po spotkaniach z nauczycielami, pora na część drugą.
Lubię szkołę Tolka, tak po prostu. W połowie grudnia dostaliśmy list od wychowawczyni, która wyjeżdżała na święta do rodziny i chciała złożyć życzenia wszystkim rodzicom oraz przy okazji przypomnieć, że jest czas wirusów i chorowania, więc żeby przypadkiem dzieci nie zapędzać do nauki, żeby odpoczęły i wybawiły się na powietrzu w czasie ferii.

Przed Świętami uczyli się liczyć, specjalnie trenowali  liczenie pieniędzy i tuż przed Bożym Narodzeniem poszli na jarmark świąteczny. Każde dziecko miało mieć 5E i samo kupowało przysmaki i liczyło odpowiednie kwoty - ot, taki smaczny "test z matematyki".

Na porządku dziennym są karteczki przypominające, żeby dzieci dostawały bidony, bo żeby się dobrze uczyć powinny wypić min. litr WODY dziennie.

Niedawno TaTolek był na spotkaniu z kadrą i faktycznie widać, że tu uczenie i wychowywanie to praca zbiorowa. Nie ma w ogóle "zauważyłam",'zdecydowałam", tylko cięgle "ustaliliśmy", "postanowiliśmy", "spróbujemy" - wszyscy nauczyciele dokładnie wiedzą jak dzieci się zachowują na których lekcjach, co robią, jak jest ze skupieniem, z wynikami, jak im na jednym przedmiocie idzie gorzej/lepiej, to porównują z innymi i szukają przyczyn. O Tolku powiedziano, że jest skupiony i pracuje rewelacyjnie, po czy nagle wstaje od stołu i odchodzi ni z gruchy ni z pietruchy. Doszli do wniosku, że tak się dzieje, kiedy jest już bardzo zmęczony, jak Mu się "zwoje przegrzewają" - bo siedzi w maksymalnym skupieniu; 7h angielskiego dziennie daje Mu się we znaki. Czekają więc 2-3 min., jak Ant krąży po klasie, po czym uprzejmie pytają czy może chciałby znowu dołączyć do grupy. Na co Ant budzi się, przeprasza, siada i pracuje dalej.
Serce mi rośnie jak tego słucham i przypominają mi się akcje z PL... jak to dobrze, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy!


Jako post scriptum dodam Tolekowe narzekanie. Szóstego stycznia kończył dwutygodniowe ferie i bardzo nie chciało Mu się następnego dnia wstawać rano.  W niedzielę wieczorem mył zęby do snu i marudził: nie chcę tam iść! chcę się wyspać! Co to w ogóle za szkoła jest bez sensu?! W Polsce się uczyliśmy, musielismy robić różne rzeczy, odrabiac lekcje. A tu?! Strata czasu!! NIC nie musimy. Tylko się BAWIĆ!! Prychną, splunął (pastą do umywalki) i poszedł spać. Biedne to moje dziecie - bawić Mu się każą; bawiąc uczyć, uczą bawiąc.

Komentarze

Prześlij komentarz