przeprowadzanie książek


Mamy książki podróżniczki. Nie podróżnicze, tylko podróżujące. Mieszkały już w Espoo, na Tarchominie, na Saskiej Kępie, a teraz - są w Lipsku. Za każdym razem pieczołowicie pakuję je sama i nikomu nie wolno się do nich dotknąć. Najpierw fotografuję ustawienie na regałach, potem odkurzam, pakuję, opisuję. W nowym lokum wybieram odpowiednie zdjęcia, rozpakowuję pudła, czyszczę kolejno wszystkie książki i układam na półkach tak, jak stały wcześniej. Dzięki temu nawet w środku nocy jestem w stanie "bez pudła" znaleźć każdą potrzebną/wymarzoną książkę, a każdy tom ma swoje (idealnie dobrane) miejsce. W tym roku dostałam dwie perełki: "Pisma" Adama Mickiewicza z 1858 roku (tu było łatwo - zajęły miejsce obok pozostałych utworów romantycznych) oraz "Nowy podręczny słownik łacińsko-polski" z 1867 roku. Słownik stanął  między moim słownikiem łacińsko-polskim z 1997 roku, a TaTolkowym "poradnikiem encyklopedycznym z matematyki" z 1968 roku. Tak to przedmioty ścisłe TaTolka, łączą się z moimi ukochanymi, ścisłymi nieco mniej. ;)


 Moje pakowanie i wożenie książek już nie raz budziło radość towarzyszy pakowania, a rozkładanie książek na półkach podług porządku ze zdjęć - uśmiechy pod nosem. Ale tak już mam. Mogę zostawić wszystko, poza książkami. I pewnie przeżyć też bym dała radę bez wszystkiego, poza nimi właśnie. A im jestem starsza, tym bardziej mi się to nasila. Mam po kilka wydań tych samych książek, książki z zapiskami na marginesach i całkiem czyste, kruszące się ze starości i zupełne "świeżynki", nigdy nie czytane (ostatnio pewna osoba niesłychanie zdziwiła się że często najpierw czytam wersję elektroniczną, a dopiero potem kupuję papierowy egzemplarz, o ile uznam pozycję za wartą wielokrotnego czytania). Przed wyjazdem do Finlandii nasza biblioteka przeszła przez sito i pozostały z nami jedynie te najcenniejsze, najbardziej potrzebne, ukochane - tylko kilkaset sztuk. Sprzedawaliśmy wtedy na allegro i nawet jeden z kupujących pytał czy likwidujemy antykwariat. Teraz nie powtórzyliśmy tamtego błędu i pełna biblioteka przyjechała z nami. Kilkaset książek Tolka, kilkadziesiąt Lali i najwięcej naszych. Teraz każdy egzemplarz mamy nie tylko w głowach, ale także - po wniesieniu na szóstą kondygnację - także w kolanach i kręgosłupach.
A ja każdy dzień mogę zacząć i skończyć delektując się kolejnym wniesionym tomikiem i tomiszczem.


ps. z całego serca polecam "Co Finowie mają w głowie" - jest fińska na wskroś i dokładnie oddaje wszystko to, co za kochamy ten kraj i za co go nienawidzimy...

Komentarze

Prześlij komentarz