pediatra

Lalka zaserowała nam nocne atrakcje: duszności i wyspkości. Wygląda nadzwyczaj apetycznie...


W ten sposób rozszerzyła dzisiejszy bilans dwulatka o posiewy gardlane i inne takie. Dzięki obecności TaTolka wyjątkowo nie darła paszczy, tylko gniewnie marszcząc brwi wtulała się w swojego "tatusi"  jak na Córeczkę Tatusia przystało.
Spotkanie na szczycie obejmowało: wzburzoną Lalkę, MaTolka, TaTolka, którego przywlekłam jako tłumacza, ale który - ku mojemu wielkiemu zdziwieniu - po jednym zdaniu postanowił się trzymać angielskiego, oraz trzy panie: pediatrę, która badała i diagnozowała Lalkę i porozumiewała się z nami na migi; drugą panią doktor, która została wezwana na pomoc językową, ale okazała się średnia z angielskiego, za to niezła w języku machano-migowym oraz pielęgniarkę, która pomagała machać rękami obu poprzednim. Było... wesoło, jak zwykle. I tłoczno.
Po raz kolejny wyszłam w torbą leków i po raz kolejny wszystkie w 100% są refundowane. Ciekawe czy kiedyś przestanie mnie to dziwić. A co z Lalką? Nic właściwie. Wszystko w normie, achillesy do rehabilitacji (jak u Tolka wego czasu), słuch do sprawdzenia, a teraz to "tylko wirus".
Wesołe jest życie mamuśki.

Komentarze