Kupiłam sobie wczoraj butelkę wody. Nowiutką, błyszczącą, z wąskim dzióbkiem i z pyszną wodą w środku.
Dziś nieco zaspałam, a kiedy sięgnęłam po wodę, lekki dreszcz obrzydzenia mną wstrząsnął.
W nocy zagnieździły mi się w niej robale!!
To krótka nauczka na przyszłość: dwulatka i słone paluszki to połączenie, którego nie można na moment z oka spuścić. Chyba, że planuje się założenie własnej hodowli robali. ;)
Dziś nieco zaspałam, a kiedy sięgnęłam po wodę, lekki dreszcz obrzydzenia mną wstrząsnął.
W nocy zagnieździły mi się w niej robale!!
To krótka nauczka na przyszłość: dwulatka i słone paluszki to połączenie, którego nie można na moment z oka spuścić. Chyba, że planuje się założenie własnej hodowli robali. ;)
Małgosiu! To świetne ćwiczenie motoryki małej. Nam podobne zalecała pani pedagog. Tylko że zamiast paluszków jest fasola jaś, a butelka jest bez wody (no, ja odważnię daję wysoki wąski wazon). Fasolę daję w miseczce obok. Łukasz i Maks potrafią się tym zestawem bawić nieprzerwanie powyżej pół godziny. Przekładają fasolę do wazonu, a potem wszystko przesypują z powrotem do miseczki.
OdpowiedzUsuńtrzeba tylko wyłapać moment, kiedy im się zaczyna nudzić - przeoczenie skutkuje fasolą w całym pokoju ;)
u nas zaowocowałoby fasolą w nosie lub jamie ustnej :D
OdpowiedzUsuńĆwiczenie ćwiczeniem, ale ja pić chciałam.
ojtam, matka, marudzisz ;)
OdpowiedzUsuńTo trzeba było się napić :) i zjeść przy okazji :)
OdpowiedzUsuńAlbo dać Oli -na pewno by nie pogardziła! ;)
Ola, u mnie Kacperus+ fasola= kiełki w nosie (bez urazy ;-) )
OdpowiedzUsuń