Lipsk, po prostu

Rok i kilka dni temu sprowadziliśmy się do Lipska. Wtedy byłam pełna zapału, radości i wyczekiwania. Dziś wiem czego się można spodziewać po tym mieście i - powiedzmy sobie to wprost - nie tego się spodziewałam.
Mimo negatywnych uczuć, które budzi we mnie to miasto, doceniam jego niektóre aspekty i rozwiązania, traktowane tu jako coś zupełnie naturalnego. Już kiedyś pisałam, że kiedy szukaliśmy tu idealnego miejsca do zamieszkania, znalazłam z Tolkiem taką "kamienicę wymarzoną" - nad samą wodą, z ogródkami, kwiatami. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam napis na ścianie budynku "dom spokojnej starości". Znowu przyszło lato, znowu zakwitły kwiaty i znowu zachwycam się tym miejscem. I wydawało mi się, że to miejsce idealne na starość - żeby do końca życia czuć się potrzebnym, zaopiekowanym, ze znajomymi do pogadania i wspólnego spędzenia czasu... Aż raz, kiedy biegaliśmy z dzieciakami po trawniku obok, usłyszałam ze środka nieludzkie krzyki - człowieka chorego i nie do końca przytomnego. I tak sobie pomyślałam - umieranie jest zawsze takie samo, a bieganie po trawie z rodziną - bezcenne.



PS. Wczoraj pisałam o uzależnieniu od kupowania (i czytania) książek. Dziś dostałam podsumowanie od TaTolka:
wczoraj napisałaś TaTolek powtarza mi, że uzależnienia powinno się leczyć. Ale akurat książkozakupywanie uwielbiam i chyba pozostanę pacjentem odpornym na leczenie tak długo, jak nowe lektury będą nam się mieściły w domu.
dopisałbym albo tak długo, dopóki się nie okaże, że książką  można zapłacić za czynsz albo za chleb

Komentarze