homo nerwus

TaTolek znowu w podróży, a ja z dziećmi ogarniam dom i życie codzienne. Wczoraj było łatwo - dzień wolny, pogoda tak paskudna, że rozwiała nawet najmocniejsze marzenia o wyjściu na dwór.
Dzisiaj musieliśmy wbić się w zwykłą rutynę i Tolek pomaszerował do szkoły.
Kiedy jest TaTolek my z Lalą mamy poranny luz. Nie spieszymy się, niczego nie musimy, a czasem nawet nie wstajemy, dopóki męska część rodziny nie wyjdzie z domu. TaTolek pilnuje godziny budzenia, ubierania, jedzenia, mycia, a Tolek niby wstaje, niby się ubiera, niby je, prawie się myje i prawie zawsze przeciąga do momentu, kiedy trzeba ostro przyspieszyć, żeby się nie spóźnić...


Jak TaTolka nie ma, Tolek na ogół wstaje sam (dziś zaspał), sam się szybko ubiera, przygotowuje do szkoły i budzi mnie, żebym zrobiła śniadanie i chwilę z Nim porozmawiała. Zjada szybko, myje zęby i wychodzi dużo wcześniej niż zazwyczaj, żeby jeszcze przed lekcjami pograć w piłkę w szkole. Strasznie jest w tym samodzielny i... dorosły.
Mi pozostaje stać w oknie i powiewać białą chusteczką na pożegnanie. Tak zrobiłam.
Teraz siedzę w domu, obgryzam paznokcie i dumam czy na pewno dotarł do szkoły, czy Mu ciepło, czy nie będzie głodny, smutny, ani zmęczony. Matki, choćby i MaTolki, to inny gatunek człowieka, z rozrośniętym do granic możliwości genem opiekuńczości i - jak ostatnio pisałam - martwienia się. Homo nerwus.

Komentarze