Na urodę, pogodę i położenie Lipska narzekałam wielokrotnie. Przywykłam do myśli, że mi się tu nie podoba i że jest to jedno z wielu miejsc, w których przez jakiś czas będę żyć, ale wcale nie muszę go kochać. Ale kiedy w połowie grudnia świeci piękne słońce, na trawnikach pyszni się soczyście zielona trawa, termometr wskazuje 8 stopni (na plusie!!), a ludzie zrzucają kurtki i chodzą w bluzach, to nawet Lipsk zaczyna mi się podobać.
Jak się dobrze przypatrzeć, to prawie na środku tego zdjęcia (a jednocześnie w środku miasta) stoi sobie czapla siwa i leniwie nóżką kiwa. Ostatnio prawie codziennie spotykamy czaple w najbliższej okolicy domu. Ciekawe co im kazało wybrać właśnie to miejsce na... postój? czy osiedlenie się?
Tylko wracać musiałyśmy kurcagolpkiem, bo się MaTolkowi zegarek wskazówkowy pomylił i przez moment obawiałam się czy zdążymy odebrać Tolka przed zamknięciem szkoły. Na miejscu okazało się, że jednak pomyliło mi się jak zerkałam drugi raz i nie trzeba się było spieszyć.
Do takiego doszłam wniosku: jakby w Lipsku wszyscy mówili po polsku, albo chociaż po angielsku, to mogłoby tu być bardzo fajnie. A jakby w grudniu zawsze była taka pogoda, to - mimo mojej miłości do śniegu - szybko bym się do tego przyzwyczaiła.
Komentarze
Prześlij komentarz