zmiany, zmiany...

Wczoraj wróciliśmy do Lipska po tygodniowych feriach. Jak weszliśmy do domu i zobaczyliśmy co tu się dzieje, to czym prędzej zawróciliśmy i poszliśmy na spacer i do knajpy na obiad odetchnąć spokojnie po raz ostatni. 
W domu armagedon - (TaTolek sprzedał większość mebli i wszystko to, co wyjął z szaf, porozkładał na podłodze). Choć bardzo się starał, to po prostu nie ma ludzkiej szansy za zachowanie porządku przy takiej ilości rzeczy. Teraz MaTolek lata z szaleństwem w domu i szuka swoich spodni, ubrań dzieci, kurtek, butów, ręczników i wszystkiego tego, co potrzebne jest każdego dnia, a teraz leży gdzieś starannie ukryte. Do tego krajobrazu należy dodać:
a) skrajnie zmęczonego Tolka, który dziś ledwo powlókł się do szkoły, 
b) szalejącą w domu adrenalinę (TaTolek wyjeżdża w weekend, a mamy milion rzeczy do zrobienia i przewiezienia póki mamy auto) 
c) płaczące dzieci (z tęsknoty za Babcią i przyjaciółmi, to był najtrudniejszy wyjazd z PL w historii)
d) lekko połamaną MaTolkę, której stare kości średnio znosiły spanie na 40-letnim materacu BabcioTolki
Jest... interesująco.

Dziś gipsowanie ścian, jutro malowanie (jak wszystko wyschnie jak należy). Wieczorem będziemy demolować kuchnię, jutro ktoś prawdopodobnie kupuje sofę, więc od tej pory będziemy koczować na podłodze.

Poza tym MaTolek wszystko mozolnie dopiera i doszorowuje po feriach u Babci, bo drugiego dnia naszego pobytu zepsuła Jej się pralka, a trzeciego pękła rura od prysznica, więc mycie było mocno utrudnione (woda sikała prosto w oczy). 
Powiesiliśmy na ścianie wielki kalendarz i skreślamy na czerwono każdy dzień, który przeżyliśmy. Zostało 6 tygodni. I dopiero wtedy się naprawdę zacznie.... :)

Komentarze